Weź stres w swoje ręcę

Największy problem ze stresem polega na tym, że nasz organizm go nie rozpoznaje. Ponieważ większość czasu spędzamy „w swojej głowie", nie rozpoznajemy zmian w ciele. Moment braku koncentracji tu i teraz powoduje, że nie wiemy, co nasze ciało próbuje nam powiedzieć – mówi Ela Pękalska, doktor nauk z Uniwersytetu w Delft, która pracuje z ciałem, emocjami i umysłem. Łączy spojrzenie medycyny chińskiej z zachodnią. Oferuje zarówno akupunkturę, ziołolecznictwo, terapię manualną i wisceralną, jak i masaż dźwiękiem.
Elu, czy zainteresowanie dotykiem i Twoje pogłębianie wiedzy w tym kierunku jest związane z Twoją osobistą historią?
Moją szczególną „relację” z dotykiem zaczęłam stopniowo odkrywać w późniejszym wieku, choć myślę, że szczególne predyspozycje właśnie do tego miałam już od dziecka. Jako mała dziewczynka „leczyłam” dotykiem swoje lalki i misie. Taka magiczna terapia odbywała się wtedy w mojej wyobraźni, niemniej już wtedy tamten dotyk odegrał ważną rolę. Moja mama też dużo mnie przytulała i pamięć o tym dotyku pozostała we mnie.
Potem, gdy mijały lata, podobnie jak większość dojrzewających, młodych ludzi odeszłam od ciała, nastawiając się przede wszystkim na umysł, rozwój, ścieżkę kariery. Wtedy ten dotyk gdzieś się zagubił aż do pewnego momentu, gdy poczułam powołanie. Pojawiło się ono wraz z bliźniaczą ciążą moich dzieci, która była bardzo zagrożona. Całą ciążę drżałam o to, by dotrwać do szczęśliwego porodu, choć do samego końca nie było wiadomo, czy dzieciom uda się przeżyć. Poród musiał być wywołany w 26. tygodniu. Przed porodem dużo komunikowałam się z maleństwami, dotykając je przez brzuch. Po porodzie okazało się, że dzieci miały od początku trudny start. Z wielu powodów nie rosły i nie rozwijały się. To był właśnie moment, w którym postanowiłam na poważnie wrócić do dotyku. Nauczyłam się wtedy wielu profesjonalnych technik i w ten sposób udało mi się wyprowadzić te dzieci do tego stopnia, że dziś ich rozwój jako nastolatków jest już spektakularny. A trudności były duże i dotyczyły nie tylko umysłu, ale też ciała, sprawności fizycznej.
A w jaki sposób udało Ci się wykorzystać moc dotyku dla dobra swoich dzieci?
Codziennie, przez 5, 6 lat, masowałam je. Przyznam, że nie od początku było idealnie, metodą prób i błędów dochodziłam do technik, które przynosiły oczekiwane rezultaty. Dodam też, że w związku z przedwczesnym porodem moje dzieci miały bardzo duży niedosłuch, co wymagało później kilku operacji i wpłynęło też na upośledzenie mowy. Zatem jeśli którakolwiek z Czytelniczek jest mamą i dostrzega, że z jej dzieckiem jest coś „nie tak”, gorąco zachęcam do tego, by jak najwięcej dotykała swoje dziecko, głaskała je, przytulała z intencją, by stało się ono w pełni zdrowe i sprawne. Intencja połączona z działaniem ma wielką moc sprawczą.
A z czego, z punktu widzenia nauki, wynika ważna i sprawcza moc dotyku?
Pole elektromagnetyczne naszego serca i mózgu wchodzi w interferencje z polem drugiej osoby i to jest bardzo mocny wpływ świadomości, która kształtuje drugą świadomość. Jeżeli mamy osobę, z którą jesteśmy blisko: męża, żonę, partnera czy nawet zwierzaka, to w każdej z relacji oddziałujemy na siebie. Jeżeli jesteśmy z kimś blisko, jesteśmy partnerami, to silnie oddziałujemy jedno na drugie. W przypadku dziecka to ono jest bardziej biorcą. Dotyk matki to coś, co nadaje kierunek. Struktury wewnątrz naszego organizmu, takie jak kolagen, elastyna w skórze czy też część włókien, z których są zbudowane komórki naszych mięśni, mają właściwości fizoelektryczne. Fizoelektryczność oznacza pewną właściwość materii organicznej lub nieorganicznej, w której przez mechaniczną stymulację (dotyk/ucisk) jest generowany potencjał elektryczny. W momencie ucisku, nacisku, dotyku następuje zamiana energii mechanicznej w elektryczną. W związku z tym nacisk powoduje, że my wymuszamy w większej perspektywie stworzenie pola elektrycznego, które generuje lekki przepływ prądu przez nasze struktury.
To oznacza, że każdy rodzic czy opiekun ma w sobie moc, by wprowadzić pozytywne zmiany w ciele i umyśle dziecka. Gdy przytulamy nasze dziecko i dotykamy jego głowy, nadajemy kierunek pewnej zmianie. Obecnie nie dysponujemy jeszcze wystarczającą liczbą badań na temat dotyku, co sprawia, że nie ma jednoznacznej, jasnej teorii na temat masażu i w ogóle dotyku. Natomiast od lat 70. ubiegłego wieku jest sporo artykułów, które mówią już o tej fizoelektryczności. Już wtedy zarówno na ludziach, jak i na zwierzętach badano, w jaki sposób działa kompresja (czyli nacisk i utrzymanie tego nacisku).
Dzieci, które nie rozwijają się tak, jak powinny, przy zastosowaniu terapii dotykowej korzystają na dwa sposoby. Z jednej strony przez dotyk wzmacniamy ich sferę psychiczną. Pod wpływem dotyku dziecko odczuwa komfort, uspokaja się, a z drugiej strony możemy działać w sposób bardzo ukierunkowany. Jeśli zauważamy, że nogi się nie rozwijają albo są krzywe, dotykajmy je w takim kierunku, w którym powinna następować korekta.
A w jaki sposób możemy wykorzystać dotyk u niemowląt, na przykład gdy dziecko jest niespokojne, nie chce zasnąć?
Rzeczywiście często jest tak, że dziecko we wczesnym etapie życia może dawać się rodzicom naprawdę mocno we znaki. Jest pewne narzędzie związane z dotykiem, które można wykorzystać choćby do usypiania malca. Tym narzędziem jest masaż wykonany palcami. Zaczynamy go od delikatnego masowania twarzy dziecka, od nasady nosa przez środek czoła, aż dojdziemy do miejsca, gdzie się zaczynają włosy. I tę czynność powtarzamy wielokrotnie przez około 5 minut. Z jednej strony na dzieci działa powtarzalność (relaksują się, bo spodziewają się tego samego, nie ma elementu zaskoczenia), a dodatkowo pojawia się też element chińskiego masażu, w którym oddziałujemy na nerw trójdzielny i nerw twarzowy, znajdujące się na czole i za uszami. Nerw błędny, o którym wspomniałam, zawiaduje naszym przejściem pomiędzy stresem a relaksacją i to właśnie masażem pobudzamy go do relaksacji. Warto pamiętać, że w przypadku masażu u dzieci ważny jest powtarzalny bodziec. Na twarzy znajduje się mnóstwo punktów akupresurowych, które możemy lekko stymulować, co służy uspokojeniu i wyciszeniu dziecka.
Czy dotyk może nam przyjść z pomocą w walce ze stresem, który odczuwamy na co dzień?
Dotyk jest informacją zwrotną z pola naszej własnej świadomości dla nas samych. Dla mnie układ nerwowy to jeden z podstawowych elementów w ciele, przez który przepływa informacja. Tą informacją jest chłód, dotyk, zimno, głód, czyli całościowe odbieranie rzeczywistości. W momencie stresu w pewnych częściach układu nerwowego kumuluje się zbyt dużo informacji. To z kolei prowadzi do powstania w ciele napięcia związanego z tym, że musimy natychmiast coś zrobić, że mamy dużo różnych zadań albo że czegoś się boimy. Jest to nadmiar informacji, które są często związane z jakimiś uczuciami. Aby wyjść z tego stanu budzącego niepokój, należy usprawnić przepływ. Gdy czujemy takie napięcie, możemy położyć rękę tam, gdzie jest serce i w tym momencie naciskając możemy świadomie, robiąc wdech i wydech, powiedzieć: „rozluźnij się”. Największy problem ze stresem polega na tym, że nasz organizm go nie rozpoznaje. Ponieważ większość czasu spędzamy „w swojej głowie", nie rozpoznajemy zmian w ciele. Moment braku koncentracji tu i teraz powoduje, że nie wiemy, co nasze ciało próbuje nam powiedzieć.
Jaką metodę automasażu poleciłabyś naszym Czytelnikom?
Jedną z lepszych rzeczy, którą można w prosty sposób wykonać samemu, jest rodzaj „wymuszonego samouścisku" chustą. Potrzebna do tego jest bardzo długa chusta, którą kobiety często mają w domu. Związujemy nią barki, ramiona, aż do poziomu pleców i przepony, zrobić mocny supeł z przodu, tak jakbyśmy się związali kokonem.
Związanie musi być na tyle mocne, by poczuć napięcie i nacisk na nasze ciało. W takim „uścisku” trzeba posiedzieć kilka, kilkanaście minut, by poczuć mocniejszy efekt niż gdy się obejmujemy. To, co wtedy się dzieje, to podświadome uczucie, że ktoś nas przytula. Dodatkowo uwalniają się w nas hormony związane z poczuciem bezpieczeństwa. A przecież w życiu brakuje nam tego bezpieczeństwa, a stres bierze się często ze strachu. Metodę z chustą często zalecałam osobom, które doświadczały silnych ataków paniki i naprawdę ta jedna prosta rzecz przynosiła świetne rezultaty. Jak już jesteśmy w tym uścisku będąc w chuście, to bierzemy wdechy i wydechy, z podniesieniem ramion. Podniesienie ramion jest kluczowe, ponieważ tutaj na ramionach z tyłu kończy się nerw przeponowy, który zawiaduje przeponą, a najczęściej w stresie przestajemy oddychać, wstrzymujemy oddech. Wymuszone przez wydech oddychanie ze wzruszeniem ramion (nawet takim przesadnym, jakbyśmy chcieli histerycznie popłakać) powoduje, że poruszamy nerwem przeponowym i znowu dajemy bodziec do relaksacji przepony. Tym samym dajemy znać ciału, że jesteśmy w stanie zrobić coś z tym, co nas ścisnęło. Czyli z jednej strony ten ucisk działa uspokajająco, a później widzimy, że możemy naszym oddechem poluzować ten uścisk powoduje to, że czujemy, że wraca nam moc sprawcza do opanowania sytuacji, w której jesteśmy. Świadomy dotyk, tak samo jak oddech, jest szansą na powrót do ciała, zakorzenienie nas w ciele i – co najważniejsze – odpuszczenie wewnętrznego kontrolera oraz krytyka. Dotyk siebie w momencie stresu to wspaniały sposób na samoregulację.