Wioska duchów – takim mianem światowe media ochrzciły położoną w północno-zachodniej Hiszpani mieścinę Aceredo, odkrytą przez... suszę. Osada, planowo zalana wodą w 1992 roku, trzydzieści lat później niespodziewanie wyłoniła się z opadłych wód sztucznego jeziora, z miejsca stając się atrakcją turystyczną, ale też ponurym symbolem globalnego kryzysu klimatycznego i jego katastrofalnych następstw.

Od kilku miesięcy do Aceredo ściągają turyści, dziennikarze, dawni mieszkańcy oraz różnej maści aktywiści, by na własne oczy zobaczyć ghost village. Jedni ze zwykłej ciekawości, inni w poszukiwaniu spóźnionej refleksji. Stąpają po suchej i spękanej ziemi, kroczą między ruinami domów – niektóre z nich są nawet w dobrym stanie, wszak od zalania minęły ledwie trzy dekady. Wówczas to na rzece Lima, w pobliżu portugalsko-hiszpańskiej granicy, wybudowano ogromną zaporę, a na Aceredo spłynęły hektolitry wody, tworząc zbiornik Encoro de Lindoso. Wieś przestała istnieć, wydawać się mogło, że na zawsze. Jednak natura dopisała do tej historii nieprzewidziany ciąg dalszy. A właściwie natura pospołu z  człowiekiem. Miejscowe władze przyczyn wyschnięcia jeziora i odkrycia ruin wsi upatrują w panującej suszy (od długiego czasu deszcz jest na tych terenach prawdziwą rzadkością), ale też w agresywnej eksploatacji wód zbiornika przez portugalską firmę energetyczną zarządzającą akwenem...

Bez wody w całej Europie

Aceredo budzi duże emocje, a przecież podobnych miejsc w całej Europie jest wiele i będzie jeszcze więcej. Susza degraduje kolejne obszary kontynentu, zmieniając krajobraz i wymuszając dramatyczne apele czy nawet urzędowe nakazy dotyczące oszczędzania wody. Tak jest we Włoszech, Francji, Niemczech, Polsce. W słonecznej Italii wysycha największa rzeka tego kraju Pad, na której notowane są najniższe poziomy wody w historii; w wielu miejscach po jej dnie można chodzić suchą stopą. Przyczyną tego są między innymi wyjątkowo skąpe opady śniegu w Alpach tej zimy. Z tego samego powodu drastycznie obniżyła się tafla wielkich jezior, takich jak Garda czy Maggiore. Równie dramatyczne zdjęcia docierają z Rzymu – przepływający przez Wieczne Miasto Tyber zaczyna przypominać sadzawkę. W wielu miejscach we Włoszech ogłoszono już stan klęski, podejmowane są też różnego typu doraźne działania, takie jak wyłączenie miejskich fontann w Mediolanie. Wszystkie one jednak pozostają – nomen omen – kroplą w morzu potrzeb. Cierpią mieszkańcy, straty notuje rolnictwo, skutki zaczyna odczuwać gospodarka.

We Francji stan suszy jest już niemal naturalny, w 2022 roku różnica polega na tym, że... zaczęła się ona jeszcze wcześniej, niż zwykle, co obwieściła premier Elisabeth Borne, zapowiadając pomoc finansową dla tamtejszych rolników. W całym kraju gromadzone są zapasy wody, a mieszkańcy wielu departamentów zostali poproszeni o powstrzymanie się od takich czynności, jak mycie samochodu, podlewanie ogrodu czy napełnianie basenu.

Ciepła woda w kranach? Żeby była chociaż zimna…

Suszę czuć już także z pełną mocą w Polsce. U progu lata z apelem o oszczędzanie wody wystąpiło ćwierć tysiąca gmin. Są już miejsca, gdzie brakuje jej w kranach. Cierpią mieszkańcy, a rolnicy zapowiadają, że tegoroczne zbiory będą mniejsze i gorsze jakościowo – rośliny bowiem dosłownie usychają na polach. Do głównych przyczyn tego stanu rzeczy zaliczyć można czerwcowe upały, ale też niewielką ilość opadów. Nie tylko deszczu, duże znaczenie ma też praktycznie bezśnieżna zima. Nie pierwsza w ostatnim czasie i zapewne nie ostatnia.

Do niedawna panowało potoczne przekonanie, że Polska, jako kraj położony w strefie klimatu umiarkowanego, cechujący się stosunkowo dużą ilością dni deszczowych, pozostaje względnie bezpieczna. Nic jednak bardziej mylnego. Eksperci podkreślają, że z mniejszym bądź większym nasileniem stan permanentnej suszy trwa w kraju de facto od dekady. Regularnie notowane są dłuższe okresy bez opadów, często też dochodzi do obniżenia poziomu rzek, jezior i stawów, a nawet wód gruntowych.  Nie inaczej jest tego lata. Z aktualizowanej na bieżąco mapy, publikowanej na stronie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że stan suszy hydrologicznej (niski stan wody w ciekach i zbiornikach powierzchniowych) panuje na większym obszarze Polski Zachodniej, a także na Śląsku i w centralnej części kraju, między Warszawą a Włocławkiem (stan na lipiec).

Warto też w tym miejscu przywołać alarmujące informacje organizacji WWF, której specjaliści podają, iż Polska ma jeden z najmniejszych zasobów wody w porównaniu z innymi krajami Europy – trzy razy niższy, niż średnia dla całej UE. Efektem suszy są roczne straty polskiej gospodarki na poziomie około 3 miliardów złotych rocznie. Stąd wezwanie WWF do natychmiastowych działań systemowych.

Katastrofa wywołana własnymi rękoma

Od ponad ćwierć wieku, 17 czerwca każdego roku, obchodzony jest Światowy Dzień Walki z Pustynnieniem i Suszą, sygnowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych. ONZ przypomina, że problem ten ma charakter globalny i gwałtownie nasilający się. Tylko bowiem od 2000 roku ilość oraz długość okresów suszy na kuli ziemskiej wzrosły o 29 procent. A będzie jeszcze gorzej. Eksperci organizacji szacują, że w 2050 roku problemów związanych z suszą będzie doświadczać 75 procent populacji Ziemi. Z tego powodu do bliższej lub dalszej migracji, w celu poszukiwania lepszych warunków bytowych, może być zmuszonych nawet 5,7 miliarda osób! Nietrudno przy tym pokusić się o prostą refleksję, iż w dużej mierze sami sobie ten los gotujemy. Działalność przemysłowa, rolnicza, energetyka, transport, urbanizacja oraz związane z tym zanieczyszczenie środowiska, emisja gazów cieplarnianych, zużycie wody, wycinka ogromnych połaci lasów, betonowanie przestrzeni miejskich – wszystko to wydatnie przyczynia się do suszy zarówno w sposób bezpośredni, jak i pośredni, wpływając na zmianę klimatu. Żadne z podejmowanych dotąd działań mających na celu wyhamowanie niekorzystnych trendów nie przyniosło rezultatu i nie rokuje dobrze na przyszłość.

Piotr Brzózka