Sroka testuje i wie wszystko o składach kosmetyków
11 lat temu Anita Bachowska-Pęczak, z wykształcenia chemiczka, założyła blog, który dziś nazywałby się parentingowym. Gdy zaczęła kompletować wyprawkę, przeanalizowała składy produktów dla dzieci. I stworzyła post o tym, co zawierają kremy, szampony i chusteczki. Wypisała, na które substancje uważać, które składniki są neutralne, a które całkowicie bezpieczne. Blog okazał się hitem czytelniczym! Później był poród i pierwsze doświadczenia macierzyństwa. Również te trudne: u maluszka zdiagnozowano atopię – wówczas dobór odpowiednich kosmetyków okazał się bardzo ważny. Znów koniecznie były skrupulatne analizy składów, a za nimi szły publikacje artykułów. To były początki blogu www.srokao.pl, który znamy dziś, publikującego recenzje kosmetyków, głównie pod kątem składów. Rozmawiamy z autorką portalu o tym, jak nie pogubić się w gąszczu produktów i jak kupować mądrze preparaty do pielęgnacji twarzy i ciała.
Trafiłam na Twój blog 7 lat temu, gdy szukałam informacji o chusteczkach nawilżanych dla dzieci. Znalazłam też mnóstwo innych ciekawych analiz produktów dla najmłodszych. Dziś blog jest pełen innych treści, ale czy sekcja „Dla dzieci” jest kluczowa w Twoim portalu?
Rzeczywiście to najpopularniejszy obszar, ponieważ przyszli rodzice, szczególnie pierwszego dziecka, przywiązują dużą wagę do przygotowania wyprawki. Każdy rodzic chce dla dziecka jak najlepiej, a jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi. Z drugiej strony jestem chyba jedyną osobą, która robi tak szczegółowe analizy całych kategorii. W moich wpisach nie porównuję 2-3 produktów, tylko nawet kilkanaście, robię przegląd całej półki.
Stworzyłaś ogromną społeczność – na Facebooku to 150 tysięcy osób, na Instagramie – 55 tys. Skąd oni się biorą?
Jak to bywa w przypadku internetu, dużą rolę odgrywają rekomendacje i wzajemne polecanie moich treści. Dziś, po latach, mój blog jest wskazywany jako pomoc merytoryczna dla rodziców m.in. w szkołach rodzenia czy przez dermatologów, którzy odsyłają do niego swoich pacjentów, co mnie szczerze mówiąc nieco przeraża.
Dlaczego?
Bo chciałabym, by lekarz miał dla pacjenta tyle czasu, by mógł sam mu powiedzieć to, co ja przekazuję na blogu. Chciałabym też podkreślić, że nie czuję się autorytetem i osobą, która może „leczyć” i że tego nie robię.
Jako mama pacjenta dermatologicznego cieszę się, że mam stały dostęp do merytorycznych treści w internecie. Skoro Twoja społeczność liczona jest już w setkach tysięcy, to zapewne masz sporo próśb, pytań od czytelników. Z czym się do Ciebie zgłaszają?
To prawda. Najczęściej są to prośby o skompletowanie wyprawki, czego po prostu z założenia nie robię. Nie znam potrzeb dziecka, potrzeb rodziców, budżetu, ale przede wszystkim nie czuję się upoważniona do mówienia komuś: masz kupić ten produkt i żaden inny. Poza tym wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chce być świadomym konsumentem, to musi nauczyć się podejmowania samodzielnych decyzji. Czytelnicy pytają też o konkretne marki, proszą o recenzje nowości. Kolejną grupą są mamy atopowców, które potrzebują fachowej wiedzy. Niektóre sytuacje wciąż mnie zaskakują. To moje czytelniczki zwróciły uwagę, że pewna znana sieć dyskontów ma w swojej ofercie chusteczki nawilżane marki własnej produkowane przez trzy firmy. I choć etykieta jest wspólna, to składy się różnią! Jeden jest super, a dwa pozostałe – moim zdaniem – już nie takie fajne. Ja sprawdziłam ten, który jest w najbliższym sklepie, ale dzięki społeczności dowiedziałam się, że to złożona sprawa. Także trzeba być uważnym.
Nie dzieliłabym kosmetyków na dobre – naturalne i złe – nienaturalne. Najważniejsze to uświadomić sobie, czego potrzebuje nasza skóra i szukać tego, co nam służy – mówi Anita Bachowska-Pęczak, autorka blogu srokao.pl – jedynego w sieci tak rozbudowanego kompendium wiedzy o składach kosmetyków. Marki piszą do Ciebie z propozycjami opłacanych recenzji?
Nigdy nie zgodzę się na napisanie pozytywnej recenzji, jeśli moja opinia o produkcie taka nie jest. Oczywiście, jeśli produkt spełnia moje oczekiwania i widzę, że służy mojej skórze, to chętnie go polecę.
Jak obecnie wygląda sytuacja ze składami kosmetyków i produktów pielęgnacyjnych? Zauważyłaś zmianę na przestrzeni lat?
Idzie ku dobremu, coraz więcej marek, które jeszcze kilka lat temu uchodziły za mistrzów pchania niepotrzebnych substancji do kosmetyków, teraz wydaje linie, które np. w 98 proc. zawierają składniki naturalne. Chociaż jestem zdania, że pewne kwestie powinny być uregulowane prawnie. Pewnie nie wszyscy wiedzą, że nie ma regulacji nazewnictwa – czym jest kosmetyk naturalny, czym bio, co musi zawierać kosmetyk, by nazywać go hypoalergicznym. Ba, nawet słowa „emolient” można używać bez ograniczeń i nie ma tu żadnych regulacji. Dlatego tak ważna jest edukacja własna.
Jednak czy w sytuacji, gdy nasza skóra nie jest atopowa, problemowa, gdy dobrze tolerujemy kosmetyki, to czy musimy aż z taką uwagą czytać etykiety?
Myślę, że przede wszystkim warto się zastanowić, jaką mamy skórę, co jej służy, a co nie. Może się zdarzyć, że kosmetyk, który dla mnie jest hitem, dla innej osoby – mimo świetnego składu – będzie kitem. I nie oceniajmy pochopnie – bo to jest bardzo powszechna praktyka – nie oczekujmy po dwóch aplikacjach kremu różnicy w wyglądzie skóry.
Sama wspomniałaś, że nawet masowe marki wprowadzają teraz linie naturalne, bio. Warto po nie sięgać?
Na pewno trzeba być ostrożnym, bo – niestety – nadal czasami jest to kwestia zbyt kreatywnych działów marketingu (śmiech). Kartonik wyglądający na zrobiony z papieru z recyklingu nie musi oznaczać naturalnego składu kosmetyku. Często firmy wykorzystują pewne konotacje – np. grafiki z kwiatami, czyli czymś, co kojarzy się z naturą. A w składzie – ekstrakt kwiatowy na przedostatnim miejscu, czyli w śladowych ilościach. Ale jest też sporo linii masowych marek, które mają dobre składy. Na pewno nie dzieliłabym kosmetyków na dobre – naturalne i złe – nienaturalne, bo, tak jak wspomniałam, najważniejsze to wiedzieć, czego potrzebuje nasza skóra.
Zauważyłam też wysyp małych manufaktur w Polsce – niektóre niszowe marki rozwijają się w pięknym tempie. Co sądzisz o tym trendzie – to chwilowa moda?
Tak jak w innych dziedzinach, jestem pewna, że przetrwają najlepsi, czyli ci, którzy znajdą wyróżnik w swojej ofercie. Część marek znika, część stoi w miejscu, część się pięknie rozwija. Wśród klientów takich marek jest większa świadomość, a co za tym idzie – większe oczekiwania. W dobie robienia kosmetyków w domu, trzeba zaoferować coś więcej niż masło do ciała na bazie maseł i olejów roślinnych, bo takowe jest w stanie ukręcić każdy we własnej łazience.
Pandemia COVID-19 zmieniła wiele naszych zachowań, przyzwyczajeń w przeróżnych dziedzinach życia. W pielęgnacji też?
Na pewno wiele osób miało czas, by przyjrzeć się swojemu organizmowi, również swojej skórze. Odcięci na wiele tygodni od usług kosmetycznych, zaczęliśmy interesować się, czytać, szukać. Wiele osób właśnie wtedy rozpoczęło przygodę z samodzielnym przygotowaniem kosmetyków, a inną grupę stanowią „oświeceni”, czyli ci, którzy zaczęli z uwagą czytać i analizować składy. Mam nadzieję, że takich osób będzie coraz więcej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Tomczyk