Miliardy ściśniętych żołądków
Światowy licznik głodu bije kolejne niechlubne rekordy. W kraju takim jak Polska, gdzie co miesiąc tony jedzenia trafiają do śmieci, trudno sobie wyobrazić miliardy ludzi, którzy nie dojadają lub niemal nic nie jedzą. A jednak…

„To, że tylu ludzi ma co jeść każdego dnia – to cud, że tylu nie ma – to podłość” – przekonuje Martin Caparros, argentyński pisarz i dziennikarz w swojej książce pod tytułem „Głód”. W opasłym, liczącym ponad 700 stron, tomie oskarżenia padają zresztą częściej. Autor pyta np. „Co pięć sekund dziecko poniżej dziesiątego roku życia umiera z głodu na planecie, która obfituje w bogactwa… Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”.
„Głód” to kilkaset stron wyrzutów sumienia bogatego świata, który pozwala cierpieć mieszkańcom takich krajów, jak np. Niger, Sudan, Indie, Bangladesz czy Madagaskar. Te państwa odwiedził autor, gdy zbierał materiał do książki. Trzy czwarte Nigru to jałowa ziemia i gołe skały. Efekt: w ciągu tygodnia z powodu głodu i związanych z nim chorób zmarło 59 dzieci. Niemal połowa nigerskich dzieci – podkreśla Caparros – z powodu niedożywienia jest niższego wzrostu niż powinna.
Indie to z kolei najbardziej wegetariański kraj świata. Pozornie brzmi to bardzo dobrze, w końcu ekolodzy przekonują, że należy ograniczyć konsumpcję mięsa, by ratować naszą wyeksploatowaną planetę. Problem jednak pojawia się wtedy, gdy wegetarianizm nie jest racjonalnym wyborem, a świadectwem biedy.
– Większość Hindusów to wegetarianie z czystej nędzy: tych ludzi nie stać na kupno mięsa – Caparros nie ma złudzeń. – Że jeśli mają jedną czy dwie krowy, nie mogą sobie pozwolić na luksus zabicia jej; muszą ją trzymać ze względu na dawane przez nią mleko, które piją, masło, na którym smażą, nawóz, który służy za opał, siłę pociągową, którą wykorzystują do uprawy pól.
Ale „Głód” to nie tylko liczby i oskarżenia. To także historia Ameny i wielu innych, których autor spotkał w czasie zbierania materiału do swojej monografii. Ameny z Bangladeszu, która argentyńskiemu dziennikarzowi zdradziła sekret. Ameny, która czasem gotuje wodę i wrzuca do garnka kamyczek, gałązkę i robi to tak, by nie zauważyły tego dzieci.
– Dzieci wiedzą, że coś gotuję; mówię im, że to trochę potrwa, żeby się chwilkę przespały, a potem je zbudzę. Wtedy zasypiają spokojnie – kobieta wyjawia swój sekret.
Obraz światowego głodu nie byłby prawdziwy bez wizyty autora w Chicago. Nie znaczy to, że jego mieszkańcy należą do szczególnie głodnych ludzi. Argentyńczyka przyciągnął tu 200-metrowy budynek, siedziba giełdy, która obraca surowcami do produkcji żywności. Początkowo był to rynek producentów i konsumentów, z czasem stał się miejscem rozgrywek finansowych i spekulacji. Stało się tak, gdy giełdą zainteresowali się nowi gracze, w tym banki i fundusze.
Już w 2010 roku w swoim artykule opublikowanym w „Harper`s” zdemaskował to dziennikarz Frederick Kaufman. Ujął to bez ogródek: „Żywność stała się przedmiotem operacji finansowych, towarem inwestycyjnym, jak ropa naftowa, złoto, srebro czy cokolwiek innego. Im wyższa cena, tym lepsza inwestycja. A ci, którzy nie mogą zapłacić ceny, niech płacą głodem”.
Rok 2003 – w produkty żywnościowe inwestuje się 13 mld dolarów. Rok 2008 – te same produkty, ale wartość inwestycji to już 317 mld dolarów. A 25 razy wyższy popyt to prosta droga do podwyżki cen żywności. USA to światowy producent kukurydzy – tu produkuje się aż 35 proc. całych światowych zasobów. Zgodnie z prawem 40 proc. zasobów kukurydzy jest przeznaczane na produkcję bioetanolu i służy do tankowania samochodów.
– Podsumujmy: kukurydzy przeznaczanej na biopaliwo, na którym jeżdżą samochody amerykańskie wystarczyłoby, aby każdy głodujący na świecie otrzymywał jej pół kilograma dziennie – wylicza Caparros.
Matematyka jest zresztą bezlitosna. Mieszkaniec zamożnego kraju na jedzenie przeznacza mniej niż 10 proc. dochodów. Biedni na jedzenie wydają od 25 do 30 proc., natomiast ponad 2 miliardy mieszkańców najbiedniejszych państw świata wydaje na jedzenie od 50 do 80 proc. tego, co zarobi. Dla nich nawet niewielka podwyżka cen żywności oznacza głód.
Książka Caparrosa została wydana w roku 2014, w Polsce ukazała się dwa lata później. Od tego czasu przybyło ludzi, którym głód towarzyszy niemal bez przerwy. Rok 2021 i statystyki przytaczane przez fundację Action Against Hunger, która walczy ze zjawiskiem niedożywienia na świecie, pokazują, że sytuacja jest coraz trudniejsza, a o głodzie mówimy, gdy nie otrzymuje się 1,8 tys. kalorii dziennie. W fundacji zwracają uwagę na paradoks – na świecie produkowanych jest tyle jedzenia, by nakarmić wszystkich mieszkańców, ale i tak 811 mln osób żyje w głodzie. Od 2019 do 2020 roku liczba głodnych osób wzrosła o 161 mln i jest to wpływ nie tylko pandemii koronawirusa, ale także zmian klimatycznych i konfliktów na świecie.
Paradoksów ciąg dalszy – właściciele niewielkich farm, a także mali pasterze i rybacy, produkują nawet 70 proc. światowej żywności, a mimo to są szczególnie podatni na biedę i głód. Dotykają one głównie społeczności wiejskie. Przez różne konflikty tylko w 2020 roku na głód było skazanych 99 milionów osób w 23 krajach świata.
W sieci można też znaleźć tzw. światowy zegar głodu (pod hasłem World Hunger Clock). Proste grafiki i wstrząsające liczby: 136 mln dzieci, które nie skończyły 5 lat, jest skarłowaciałych, gdyż nie dostało odpowiedniej ilości pożywienia. A 2,4 mld ludzi na naszej planecie żyje – jak to oględnie określono – w umiarkowanej i silnej żywnościowej niepewności, przy czym 819 mln z nich wskazuje na silną niepewność. Mówiąc wprost, to oni chodzą spać głodni, a takie sytuacje dla nich to raczej standard niż wyjątek.
„Ta książka mówi o największej szpetocie, jaką mogę sobie wyobrazić. O wstręcie – jaki powinno budzić w nas to, co uczyniliśmy, a jeśli nie budzi, powinno obudzić” – tak autor podsumowuje swoje dzieło. Tylko czy kilkusetstronicowe oskarżenie jest w stanie wywołać wyrzuty sumienia lub inne uczucia u tych, którzy nigdy nie spotkali Aminy albo nie poznali źródeł hinduskiego wegetarianizmu? Na to pytanie każdy sam musi znaleźć odpowiedź.